Bohaterowie „Bahama Yellow” noszą oryginalne imiona, niekojarzące się z żadnym konkretnym miejscem na Ziemi: Lelech, Skomroch, Tabiołka, Koffel, Kauk... Można powiedzieć, że akcja powieści toczy się wszędzie, czyli nigdzie, a czytelnicy obcują ze światem pełnym napięcia i grozy, który już utracił sens lub właśnie go traci. Każdy z bohaterów odczuwa ten brak inaczej – Koffel najbardziej, czy to więc przypadek, że pierwszy kończy życie? Reszta – tragiczna i zarazem śmieszna w podejmowanych próbach przetrwania – z uporem szuka sensu, nawet za cenę stworzenia sobie jego iluzji.
Czy to człowiek decyduje o własnym losie, czy też jest skazany od chwili narodzin – cały z materii, pozostający pod presją ciała, które musi mieć swój kres? Na przekór absurdowi w świecie wykreowanym przez Martę Magaczewską od początku wyczuwalny jest stały rytm, zrodzony z mocy słowa i sugestywnego obrazu.

„Zastanowiło mnie, w jaki sposób zachodziła przemiana zwierzęcia w istotę ludzką. Kiedy ta istota zaczęła czuć i myśleć; i co też czuła i myślała. Jak człowiek fizyczny ewoluował w metafizycznego. Próby wyobrażenia sobie tego procesu dały początek opowieści, która nosi wszelkie znamiona kryminału. Opisane w utworze wydarzenia dzieją się na terenie Zakładu DOPC i równolegle w umysłach ludzi, w ich mrocznym, chaotycznym wnętrzu. Tłem jest absurdalna współczesność”.

Autorka