W Polsce brakuje 3 milionów mieszkań. Tymczasem ich liczba w programie Mieszkanie Plus wynosiła 100 tys. Jak rozwiązać ten problem? Książka „Poza własnością” odpowiada na to pytanie.
Wynajem lokali nieremontowanych od lat, maleńkie metraże w horrendalnych cenach, 30-letnie kredyty hipoteczne, codzienna droga przez mękę z przedmieść do pracy (i z powrotem). Polski rynek mieszkaniowy z pewnością nie przystaje do naszych potrzeb, a do tego żadna z rządzących ekip nie postarała się, by tę sytuację zmienić. Książka „Poza własnością” to przegląd najważniejszych problemów mieszkaniowych, z jakimi się spotykamy. Ale nie tylko.

Joanna Erbel szuka w książce „Poza własnością” alternatywy dla dotychczasowej polityki mieszkaniowej. I znajduje ją w stabilnym najmie. Tylko czy taki model ma szansę przyjąć się nad Wisłą?

Poniżej przeczytacie fragment książki „Poza własnością”:

Jeśli istnieje jakaś spójna narracja o mieszkalnictwie, a do tego tożsamościowo bezpieczna dla wszystkich, to dotyczy ona mieszkań na wynajem dostępnych na rynku wtórnym. Ten segment rynku najmu nie ma dobrej prasy. Jest przedmiotem żartów, bohaterem książek i artykułów. Nie tylko dlatego, że kojarzy się z brakiem stabilności, również jakość mieszkań, które są wynajmowane, pozostawia wiele do życzenia. Z wystroju wnętrz mieszkań wynajmowanych na rynku wtórnym mogą pośmiać się wszyscy: i ci, co wynajmują, i właściciele tych mieszkań, i osoby z kredytami. Głównym przedmiotem żartów jest jakość mieszkania w relacji do jego ceny, a czasami wyłącznie sam jego wystrój nieprzystający do współczesnych trendów. Jeśli jednak ktoś szuka mieszkania, to jest to śmiech przez łzy.

W Polsce w kontekście najmu brakuje jednolitych standardów dotyczących relacji pomiędzy kluczowymi czynnikami: lokalizacją mieszkania, jego jakością, metrażem a ceną. Na rynek trafiają więc bardzo różne oferty. Chociaż w polskim prawie istnieje tzw. lustro czynszowe, czyli mechanizm porównywania cen na rynku komercyjnym, ale nie wpływa on na jakość oferowanych mieszkań. Obowiązek publikowania zestawień dotyczących „czynszów najmu lokali mieszkalnych nienależących do publicznego zasobu mieszkaniowego”, które leżą na terenie gminy, nakłada ustawa o ochronie praw lokatorów. Dane powinny być przekazywane przez zarządców nieruchomości. W praktyce zapis ten jest martwy, a przynajmniej nie wpływa na ceny najmu mieszkań. Możliwe, że gdyby istniała większa społeczna presja na używanie tego mechanizmu, mogłoby to być narzędzie kontroli czynszów. Tak się dzieje na przykład w Niemczech i w Szwecji.

W sytuacji braku społecznej mobilizacji wokół walki o dobrą jakość dostępnych cenowo mieszkań na wynajem narzędziem obrony staje się ironia. Kiepską jakość mieszkań wyśmiewa między innymi Wynajęcie Natalii Fiedorczuk-Cieślak – album fotografii ofert dostępnych na rynku wtórnym. O absurdach wynajmowania mieszkań pisze też Marta Rysa w książce Upiór w bloku. Kryminałki mieszkaniowe. Niezręczne rozmowy z właścicielami i właścicielkami mieszkań albo agentami i agentkami pośrednictwa najmu są na porządku dziennym. Każde opisywane mieszkanie, to inna historia. Do większości z tych mieszkań pewnie nikt z nas nie chciałby się wprowadzić, nawet za bardzo niską cenę, bo nadają się do całkowitego remontu, bo są w nich niezapowiedziani lokatorzy lub, w skrajnych przypadkach, budynki grożą katastrofą budowlaną. W najlepszym wypadku jest w nich wystrój rodem z poprzedniej epoki. Wyglądają jak mieszkania po babci, z tym że to nie są mieszkania po naszej babci, a do tego właściciele lub właścicielki mieszkań niechętnie podchodzą do zmian w lokalu, jakby były objęte ochroną konserwatorską, a wyposażenie, które było świadkiem życia rodzinnego, miało wartość samo przez się. Tak się może wydawać właścicielom i właścicielkom, którzy nie są w stanie zamknąć pewnego etapu swojego życia. Dla najemców i najemczyń takie mieszkanie z wyposażeniem z poprzedniej epoki to utrapienie. Zresztą sama takie historie słyszałam nie raz. Na przykład para moich przyjaciół wynajęła mieszkanie, z dwoma ogromnymi telewizorami… w szafie. Udało się je wyrzucić dopiero po dłuższych negocjacjach z właścicielem. Poprzedni lokatorzy tego mieszkania nie byli tak asertywni i żyli z tymi telewizorami kilka lat. Podobne historie dotyczą starych tapczanów, foteli czy meblościanek. Wszystkie mają ogromną wartość sentymentalną i zazwyczaj zerową wartość rynkową. Pokazuje to dobitnie, że jako Polki i Polacy nie umiemy wyrzucać rzeczy, a do tego lęk związany ze sprzątaniem jest silniejszy niż wstyd oferowania na wynajem mieszkania noszącego ślady poprzedniego życia.

Większość mieszkań na wynajem pochodzi z rynku wtórnego. Nawet jeśli coraz więcej z nich jest kupowanych inwestycyjnie, to wynajęcie pustego mieszkania, zwłaszcza w kamienicy, graniczy z cudem. Próbował to zrobić dziennikarz Michał Bachowski. Swoje poszukiwania opisuje w artykule, który pojawił się w lifestylowym portalu Noizz w cyklu „Na wynajmie”. Znamienny tytuł artykułu Właściciele mieszkań powinni płacić za pilnowanie ich starych mebli jak za pracę w muzeum opowiada o tym, że wynajęcie pustego mieszkania z białymi ścianami jest zadaniem dla najwytrwalszych. Właścicielki i właściciele nie rozumieją, dlaczego mieliby wywozić stare meble, skoro są „wciąż dobre”, ani dlaczego komuś nie podobają się kolorowe ściany. Niektóre mieszkania są urządzone w tzw. standardzie IKEA – proste meble w skandynawskim stylu, zwykle właśnie z IKEA, które wydają się neutralnym wyposażeniem. Ale wciąż wiele z nich wyposażonych jest w meble z poprzedniej epoki. Mieszkania na wynajem na rynku wtórnym, zwłaszcza w centralnych lokalizacjach w dużych miastach, schodzą na pniu. Mała jest więc zachęta, żeby uwzględniać potrzeby bardziej wymagających konsumentek i konsumentów.

książka Poza własnością

Książka “Poza własnością” dostępna jako e-book >>

Standard mieszkań oferowanych na wynajem jest przedmiotem gorzkich żartów. Kultowy fanpage Ch*** mieszkania do wynajęcia obserwuje prawie 198 tys. osób. Znajdziemy tam wszystko. Kawalerkę, w której toaleta umieszczona jest na podwyższeniu i wchodzi się do niej po schodach29. Pokój reklamowany jako „klimatyczny pokoik na studencką kieszeń”, który de facto jest zabudowanym balkonem, o którym w komentarzach jedna z internautek żartuje, że jest niewątpliwie „nieprzechodni”. Ten zresztą doczekał się oddzielnego artykułu, w którym porównuje się go do trumny. Jest też mieszkanie obwieszone kiepskiej jakości obrazami, które zajmują wszystkie ściany. Są też takie, w których toaleta i prysznic mieszczą się w szafie oraz mieszkania urządzone w piwnicy34. Pokój, który jest przerobionym balkonem, i wiele innych ofert, które każą zadać sobie pytanie, jak to możliwe, że ktoś uważa, że może to być atrakcyjna oferta dla kogokolwiek. Jednak naprawdę strasznie robi się gdy pomyśleć, że takie mieszkania znajdują chętnych.

Mieszkania o niskim standardzie przytłaczają. I nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że kto ma własność, ten ma władzę. Kto ma własność, ten może narzucać swój gust i zasady. Jeśli takie miejsca mogą być do zniesienia, to jedynie jako opcja przejściowa. Tymczasowe miejsce pobytu. Na krótki moment w życiu, który jest koniecznym elementem kariery mieszkaniowej, jak niskopłatny staż w korporacji o przemocowej kulturze pracy. Na pewno nie jest to opcja, którą można uznać za docelową. To, czy faktycznie jest opcją przejściową, zależy w dużej mierze od tego, jak potoczy się kariera zawodowa albo jak ułoży się życie danej osoby – wejście w związek czy znalezienie współlokatorek lub współlokatorów daje większą szansę na wspólne lokum lepszej jakości.

Oliwia Bosomtwe w artykule, który otwiera cykl Na wynajmie, pokazuje, jak bardzo niesprawiedliwy i przemocowy jest obecnie wynajem mieszkań na rynku wtórnym: „Na zdrowy rozsądek powinno być tak, że skoro płacę komuś co miesiąc całkiem sporą sumę, za «usługę» życia w jakimś miejscu, to powinnam móc coś wymagać. Niestety, nie w przypadku wynajmowania mieszkań. Gigantyczny popyt na mieszkania w dużych miastach i stosunkowo niewielka podaż lokali o w miarę możliwości neutralnym standardzie generuje bardzo szczególną sytuację. Większość właścicieli mieszkań, którzy decydują się na ich wynajęcie, fetyszyzuje swoją własność. Nie podchodzą do wynajmu jak do racjonalnie skalkulowanego biznesu, wymagającego choćby minimalnej inwestycji, która w dalszych ruchach przynosi stałe zyski. Ich mieszkanie pozostaje kapitałem symbolicznym i przechowalnią wspomnień po dawno zmarłej ciotce. A lokatorzy mogą się albo dostosować, albo wypie*dalać, bo na ofertę zaraz ustawi się kolejka innych, bardziej spolegliwych, którym nic nie będzie przeszkadzało”.

Wśród ofert można również znaleźć takie, gdzie wynajem łączy się z usługami seksualnymi. Na przykład jeden z pokoi w Warszawie za 200 złotych miesięcznie reklamowany jako „Pokój stancja tanio dla ładnego chłopaka” mówi również o preferencjach właściciela: „Jestem estetą. Ze względu na wygodę i czas toaleta poranna wieczorna czasami wspólna”. Niektórzy szukają również „niskich Chinek”, oferując pokój za 100 złotych, albo uporządkowanej dziewczyny w wieku około 28–40+, spokojnej, szanującej ciszę nocną, niepalącej, dbającej o porządek, wypłacalnej, która przy tym właśnie taka jest, „a nie udaje jedynie”. A jak się komuś nie podoba, to niech się nie zgłasza. Po prostu. Chęć kontrolowania cudzego życia i wymiana usługi mieszkaniowej na usługę seksualną pokazuje, jak wiele jest przemocy w relacji właściciel/właścicielka – najemca/najemczyni. Kiedy pojawia się seks za mieszkanie albo ograniczający wolność casting, widzimy, że kwestia mieszkaniowa nie jest ani relacją stricte rynkową, ani tym bardziej przedmiotem polityki społecznej. W krajach, gdzie mieszkania są dostępne, takie propozycje by się nie pojawiały, bo ich wrzucanie wiązałoby się albo z ostracyzmem społecznym, albo wywoływało śmiech jako opcja całkowicie nieadekwatna do sytuacji mieszkaniowej.

 

Książka „Poza własnością” w formie e-booka jest dostępna w naszej księgarni >>