Chciał być leśnikiem, podróżnikiem i operatorem śmieciarki. Został pisarzem – na szczęście!
Jarosław Grzędowicz w wieku 4 lat chciał zostać operatorem śmieciarki. Później, po niezapomnianych wakacjach w leśniczówce – leśnikiem piszącym fantastykę. W międzyczasie chciał być jak Tony Halik, Tomek Wilmowski, Jacques Custeau oraz Simon Templar, z tym że równocześnie chciał być pisarzem fantastyki. W kolejnej dekadzie rozwoju chciał zostać biologiem oraz pisarzem fantastyki. Ze wszystkich młodzieńczych zamiarów udało mu się zrealizować tylko jeden. A może aż jeden?
Grzędowicz nie lubi przymusu. Zapewne dlatego „Pan Lodowego Ogrodu” powstawał na przestrzeni niemal 10 lat.
Jak sam mówi – pisanie powieści trwa tyle, ile musi trwać. Żaden przymus tu nie pomoże.
W trakcie pisania powieść rozrastała się, ewoluowała, przypominając proces konstruowania urządzenia. Autor korzystał z opracowań historycznych, ale nie tylko. Czerpał inspirację i wiedzę z opisów średniowiecznych machin wojennych, życia codziennego i sztuki wojny w starożytności, podręczników sztuk walk wschodnich i europejskich, książek beletrystycznych oraz eposów takich jak „Edda Poetycka”.
Cennym wsparciem dla Grzędowicza jest jego żona – Maja Lidia Kossakowska. Jak sam twierdzi – to błogosławieństwo móc zapytać innego pisarza o zdanie albo radę dotyczącą skonstruowania jakiejś sceny. Grzędowicz stara się rewanżować tym samym.
Pisarz za swoją twórczość otrzymał już niezliczoną ilość nagród, za każdym razem cieszył się z uznania czytelników. Z drugiej strony, odczuwał też silną presję. To wielka odpowiedzialność, bo nikt oprócz niego nie wiedział, w jaki sposób zakończy się „Pan Lodowego Ogrodu”. Takiej pracy podołają tylko najlepsi. Grzędowicz po raz kolejny dowodzi, że wciąż idzie do przodu, nie spoczywa na laurach.