Czarująca powieść z okresu Regencji została właśnie zekranizowana, a w głównych rolach zobaczymy najgorętsze młode twarze kina: Friedę Pinto, Theo Jamesa i Olivera Jackson-Cohena.
Fragment ebooka Lista Pana Malcolma (dostępny w formacie epub, kindle mobi):
Jeremy Malcolm, drugi z synów hrabiego Kilbourne’a, stanowił najbardziej pożądaną partię wśród kawalerów w roku pańskim tysiąc osiemset osiemnastym. Co prawda nie posiadał własnego tytułu, a na dodatek był młodszym z synów, jednak ciotka ze strony matki pozostawiła mu w spadku większość swojej sporej fortuny oraz wiejską rezydencję w Kent. Oprócz tego młody człowiek mógł się poszczycić wieloma zaletami charakteru i ducha. Jedynie co bardziej ambitne młode damy, byle tylko zyskać przywilej tytułowania się „jaśnie panią”, przedłożyłyby nad przystojnego pana Malcolma markiza Mumforda, który przekroczył już pięćdziesiąty rok życia i w ogóle nie miał podbródka. Jakaż jednak osóbka wybrałaby bycie „jaśnie panią” dla wszystkich, jeśli mogła zostać jedyną panią serca Jeremy’ego Malcolma? Choć na razie nie zanosiło się na to, by którejkolwiek z dam było dane cieszyć się tak wielkim przywilejem w najbliższej przyszłości.
Jeremy’emu Malcolmowi daleko było do odludka, widywano go nie tylko w Almack’s Rooms, ale też na rozmaitych rautach, wieczorkach i balach. Szybko zyskiwał sobie przydomek niestałego pogromcy niewieścich serc, który bezlitośnie rozwiewa wszelkie romantyczne rojenia młodych dam.
– Kim niby jestem? – zdumiał się, usłyszawszy od przyjaciela, lorda Cassidy, najświeższe plotki na swój temat.
– Pogromcą niewieścich serc – powtórzył Cassie, wymawiając te słowa powoli i starannie.
– Cóż za nonsens! – westchnął, rozglądając się po sali balowej, gdzie jego uwagę przyciągnęła właśnie pewna urocza debiutantka.
– Może jest w tym jednak trochę prawdy. Jeszcze nie tak dawno adorowałeś moją kuzynkę Julię, a nie składasz jej wizyt już od dobrego tygodnia.
Pan Malcolm odwrócił się w stronę przyjaciela, unosząc lekko brew.
– Towarzyszyłem twojej kuzynce podczas przedstawienia w operze. Jeden jedyny raz. Nie było mowy o żadnym „adorowaniu”.