Fantazje o końcu świata towarzyszą nam od samego początku. „Skończone, skończyło się, kończy się już, to chyba się już kończy”, powtarzamy bez przerwy za bohaterami Becketta. Ale skąd w nas właściwie ta nieustająca potrzeba, żeby likwidować świat?
O książce „Ostatni ludzie”; autor: Maciej Jakubowiak [e-book do pobrania w formacie epub i kindle mobi]:
Maciej Jakubowiak wyrusza do źródeł współczesnej wyobraźni i przedziera się przez gąszcz powieści, filmów, seriali, gier komputerowych, memów, doniesień medialnych i scen z życia codziennego, po drodze mijając scenariusze katastrofy klimatycznej, fobie technologiczne, lęki demograficzne i obrazy wojny. A wszystko po to, by zbadać naturę tej dziwnej potrzeby kończenia ze wszystkim.
Rzeczywistość miesza się tu ze zmyśleniem, nieskrępowana erudycja z osobistymi końcami świata, fikcyjni politycy komentują działania istniejących prezydentów, a pewien mężczyzna spaceruje w towarzystwie psów i czarnych myśli o przyszłości…
Fragment ebooka „Ostatni ludzie. Wymyślanie końca świata”:
Skąd w nas właściwie ta niezaspokojona potrzeba kończenia świata? Niewykluczone, że to wszystko dla dobrej puenty. Apokalipsa to po prostu taka opowieść, która porządkuje inne opowieści. Jak wtedy, gdy wikłamy się w jakąś historię, ale obfitość faktów i postaci nas przytłacza, tracimy z oczu puentę, i nagle, w momencie olśnienia, dostrzegamy znajomy kształt, anegdota znów nabiera formy i zmierza do spektakularnego finału „…i tak skończy się świat”. Ale dlaczego akurat koniec, a nie – dajmy na to – piękne trwanie („i tak to już było”), ciągła zmienność („potem to się wiele razy zmieniało”) albo nieustające napięcie („spierali się o to jeszcze wiele lat”)?
Wszystko przez religię. Nieprzypadkowo podstawowego wzoru dla opowieści apokaliptycznych dostarczają święte księgi, takie jak Apokalipsa Jana i Księga Daniela. Tyle że sama religia niewiele jeszcze wyjaśnia, bo w starożytności trudno o coś, co by religią nie było. Nie chodzi jednak o jakąkolwiek religię, ale o taką, w której za istnienie świata odpowiada jakieś indywiduum, powiedzmy: Bóg. Bo jeśli Bóg – taki jak ten grany przez Steve’a Buscemiego w serialu Cudotwórcy, cyniczny i małostkowy abnegat, wcale nie taki odmienny od Jahwe ze Starego Testamentu – zaczyna się nudzić albo niecierpliwić, to nic przecież nie stoi mu na przeszkodzie, aby świata się pozbyć. Ale skoro Bóg stworzył świat, to znaczy, że świat ma jakiś początek, a skoro ma początek… no właśnie. Nieprzypadkowo w Apokalipsie Jana Jezus mówi o sobie „Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec”. To genialny w swojej prostocie mechanizm: jeśli coś się zaczęło, to się skończy. I może dlatego wszystkie poważne instytucje, którym zależy na nieśmiertelności – kościoły, imperia, monarchie, patriarchat i kapitalizm – tak skrupulatnie ukrywają swoje korzenie i przekonują, że istnieją od zawsze.
Jeśli przyjrzeć się dokładnie opowieściom o początku, okazuje się, że już w nich zawarta jest zapowiedź końca. Jak zauważa Maria Manuel Lisboa, biblijna opowieść o stworzeniu świata i człowieka staje się – niemal bez zwłoki, tak jakby był to jeden wielki wybuch – opowieścią o upadku (rajskiego) świata i (grzesznego) człowieka. Działa to też w drugą stronę: przy końcu objawia się początek, tak jak w Drodze Cormaca McCarthy’ego wyobraża to sobie ojciec: „Być może w chwili zagłady świata będzie można wreszcie zobaczyć, jak został stworzony”...
...Zanim zaczniemy snuć własne historie o końcu świata, nasiąkamy opowieściami naszych rodziców i dziadków. Ich lęki stają się naszymi lękami, przynajmniej do momentu, gdy stare wyobrażenia przestają działać i musimy wysilić się na nowe. Choć te nowe nigdy nie są całkiem nowe – czasem się z nich śmiejemy, czasem próbujemy o nich zapomnieć, ale od czasu do czasu spod nowych obrazów apokalipsy wyłaniają się zamazane kształty minionych końców świata.
Współczesne opowieści o apokalipsie wyrastają na gruncie co najmniej dwóch końców świata, i to końców – pomimo wielu podobieństw – zupełnie odmiennych. II wojna światowa dostarczyła obfitych dowodów na to, że rzeczywistość potrafi przelicytować nawet najgorsze obawy, a tych przecież nie brakowało w schyłkowej atmosferze końca lat trzydziestych XX wieku. Obozy koncentracyjne, Zagłada i bombardowania miast dla wielu były po prostu spełnioną apokalipsą. Nie chodzi wyłącznie o to, że obrazy ludobójstwa i zniszczeń z niesamowitą dokładnością wpisywały się w obecne w kulturze apokaliptyczne skrypty. II wojna światowa była spełnionym – choć przymiotnikowym – końcem świata także dlatego, że wyznaczyła cezurę, po której nic już nie mogło być takie samo. Susan Sontag w eseju Katastrofa w wyobrażeniu pisze: „stało się jasne, że odtąd aż do końca naszych dziejów każdy będzie żyć zagrożony nie tylko własną, pojedynczą śmiercią, która jest pewna, ale czymś psychicznie niemal nie do zniesienia: zbiorowym spopieleniem i wymarciem mogącymi nastąpić w każdej chwili, praktycznie bez ostrzeżenia”...
Ebook „Ostatni ludzie. Wymyślanie końca świata” Maciej Jakubowiak przeczytasz wygodnie w aplikacji mobilnej Publio, a także na czytnikach Kindle, inkBOOK, PocketBook, Onyx itp., na komputerze, telefonie i tablecie. Przed zakupem możesz zapoznać się z darmowym fragmentem książki.