Ostatnia część znakomitego cyklu Sienkiewicza kończy się rzeczywiście bardzo dramatycznie, choć niedokładnie tymi słowami. Na szczęście zdania te nie dotyczą wszystkich. Znakomita większość Polaków kojarzy fakty z ostatnich lat życia bohaterskiego Małego Rycerza. Jeśli nawet nie z książki, to ze słynnego filmu Jerzego Hoffmana (1968) o tym samym tytule bądź z nie mniej poprawnie zrealizowanego serialu Pawła Komorowskiego (1969) „Przygody pana Michała” (w tle znakomita ballada w wykonaniu świetnego aktora Leszka Herdegena). I rzeczywiście, nie sposób mówić o książce, nie mając przed oczami postaci Tadeusza Łomnickiego, który nadał bohaterowi literackiemu ludzką postać, jedyną prawdziwą.
Ale, ale, jest to jednak – jako się rzekło – postać literacka, czyli z utworu napisanego pochodząca. A utwór wart jest przeczytania od deski do deski. Same zalety: przygoda, romans, dramat, historia... I pan Zagłoba, mimo sędziwego wieku, w świetnej formie. I Krzysia wzdychająca, i Basia wywijająca szabelką. I ponury tajemniczy Azja, o rybach, ot-siną-farbą-wykłutych na piersi, o jego słynnym palu nie wspominając. Czy warto wyrzekać się bliskiej, intymnej wręcz znajomości, z powieścią tak słynną, a jednocześnie tak swojską, dla marnego kaprysu nieczytania klasyki naszej literatury? Nie warto!
Bo strata byłaby niepowetowana, życie niepełne i pozbawione wielkiej frajdy. A kto raz przeczytał, na pewno wróci w ten step szeroki nieraz.