On mógłby powiedzieć o niej tak:
„Intryguje mnie i irytuje zarazem. Najpierw ujęła szczerością i spontanicznością. Zaraz potem uraziła moją dumę i godność. Dobry duszek i zły troll... A może po prostu głupi babsztyl?”
Ona mogłaby powiedzieć o nim:
„Najzabawniejsze, że kiedy go zobaczyłam, wydał mi się fajnym facetem, takim, co to kocha słońce i otwartą przestrzeń, potrafi je docenić i poczuć się jak w raju. I nagle zaczął się zachowywać jak kompletny głupek...”
Taka właśnie zazwyczaj jest miłość – burzliwa i niespokojna, pełna namiętności i sprzeczności – i właśnie o takiej miłości pisze w swoim romansie Lucy Gordon.