Być wampirem w PRL-u to nie przelewki. W społeczeństwie bezklasowym trudno tytułować się hrabią. Płaszcze i smokingi noszą tylko iluzjoniści i kelnerzy, a krew obywateli Rzeczpospolitej Ludowej ma posmak deficytu i reglamentacji. Ale nie czas, by kąsać zblazowanych arystokratów w zacisznych buduarach. Prawdziwą wartość odżywczą ma krew opasłych badylarzy, cinkciarzy, partyjnych kacyków i córeczek ubeków.
My, wampiry z PRL-u mamy swoją godność. Nie wysysamy biednych sarenek i jagniątek. Nie nazywamy tego wegetarianizmem! Może nie pamiętamy już o wampirzych mocach, ale mamy spryt nasz narodowy! Pozyskamy dewizy, przekroczymy plan, a potem z dumą oznajmimy: Burżuazyjnym skrytopijcom mówimy mocne i stanowcze NIE.