Na szczęście punktem wyjścia tej historii jest miłość. Temu raczej nie da się zaprzeczyć. W końcu jej bohaterowie, Pan Młody i Panna Młoda, kiedyś tam, odpowiednio wcześniej, poznali się i pokochali. Na tyle mocno, że zdecydowali się na ślub, a od tego to już wiadomo, do wesela prosta droga.
Wesele, o którym pisał Wyspiański, wcale takie zwyczajne nie było, bo inteligent krakowski, uznany poeta, pojął za żonę dziewczynę wiejską, zupełnie niewykształconą. Towarzystwo weselne musiało być więc nietypowe, pochodziło bowiem z dwóch zupełnie różnych środowisk.
Okazało się to kluczem do sukcesu. Dramat Wyspiańskiego pokazał, jak wiele wspólnego miały polska inteligencja i polskie chłopstwo. Rozumienie zarówno problemów narodowych, jak i sztuki różniło się jedynie formą jego wyrażania. Obie warstwy społeczne żywiły wyobraźnię zaskakująco podobnymi mitami i symbolami, które pozwalały na realne przysypianie w codziennym błogim kokonie niemyślenia i niedziałania.
„Cóż tam, panie, w polityce?” – początek dramatu, będący jednocześnie najsłynniejszym chyba cytatem z „Wesela”, sprawdza się jako zagajenie także dziś, w każdej niemal sytuacji. I może tylko trochę żal, że nadal jedynie „Chińcyki trzymają się mocno”, a my jakby dalej drzemiemy, sunąc w chocholim tańcu. Ciągle też nie wiadomo, kto odnajdzie wreszcie złoty róg...