Czas rozbić to lustro
Istnieją tacy ludzie. Patrzymy na nich i czujemy, że właśnie dotykamy czegoś niewypowiedzianego. Że mamy przed sobą ucieleśnienie marzeń, z których istnienia nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy. I że taka osoba zapewniłaby nam szczęście i spełnienie. To nie musi być zjawiskowa uroda – czasem wystarczy coś w spojrzeniu, wykroju ust, układzie kości policzkowych, gestach. Albo po prostu uśmiech.
Takiej osoby wcale nie chcemy poznawać. Wystarczy, że możemy na nią patrzeć. Dlatego tak kochamy pięknych ludzi – ikony. Pokazują nam to, kim chcielibyśmy być i co chcielibyśmy mieć. Odbijamy się w nich jak w zwierciadłach Ain Eingarp z powieści o Harrym Potterze, pokazujących najgłębsze i największe pragnienia naszego serca. To baśniowe lustro jednak nie pokazuje prawdy ani nie dostarcza nam wiedzy. Ludzie tracą przed nim czas, zaczarowani tym, co widzą. Nierzadko popadają w szaleństwo, nie wiedząc, czy to, co się im ukazało, jest prawdziwe albo chociażby możliwe.
Taką ikoną, zwierciadłem ludzkich pragnień, była Marilyn Monroe. Ludzie, zwłaszcza mężczyźni, kochali na nią patrzeć. Uosabiała ich najskrytsze tęsknoty, marzenia, pragnienia. Myśleli, że przy takiej osobie mieliby szansę stać się kimś wspaniałym, wyjątkowym.
Marilyn kochały miliony. I nadal kochają – jej twarz jest popularniejsza od twarzy Mony Lizy.
Gdyby jej historia wydarzyła się dziś, zostałaby twarzą #MeToo albo rzeczniczką praw kobiet. W swoich czasach mogła jedynie zostać seksbombą.
Wtedy nikt nie pomyślał, że ta ikona jest kobietą. Nie odbiciem naszych pragnień, tylko odrębną istotą, osobą, kimś.
Dziś czas ikon przemija. Nadal w aktorach, aktorkach, celebrytach, celebrytkach, muzykach i muzyczkach chcemy wiedzieć odbicie naszych marzeń i pragnień.
Tak, potrzebujemy piękna, idei, żeby nas napędzały, żebyśmy mogli i mogły lecieć do góry. Ale każda idealizacja wymaga w końcu urealniania.
Czas seksbomb też się skończył. Jedni płaczą i mówią, że to wielka szkoda, ale patrząc na to, jaki los spotkał tę największą, najbardziej uwielbianą i pożądaną, uważam, że to dobrze.
Układamy sobie teraz relacje na nowo, bez uprzedmiotawiania, przemocy, za zgodą obu stron. To nie jest łatwe. Jak pięknie mówi Katherine Angel, pisarka i badaczka współczesnej seksualności, autorka książki „Tomorrow Sex Will Be Good Again”, w seksie najwspanialsze jest to, że nie zawsze wiemy, czego chcemy. Dlatego może być tak pięknie i poruszająco.
Jedno jest pewne – żeby seks mógł się nam udać na nowo, trzeba w drugiej osobie zobaczyć nie tylko obietnicę absolutu, realizację naszych najskrytszych pragnień, naszego ja – trzeba zobaczyć w tej drugiej istocie kogoś równego sobie.
Gdy będziemy w stanie tak patrzeć na ludzi – tych blisko i tych daleko, tych, których podziwiamy, i tych, których naprawdę kochamy – wtedy będziemy mieć szansę na udane, prawdziwe relacje.
Seks od nowa wymaga spojrzenia i namysłu. Przekreślenia ikon i rozbicia fałszywych zwierciadeł. Zamiast nich postawmy przed sobą drugiego człowieka i spójrzmy mu głęboko w oczy.
KATARZYNA PAWŁOWSKA