Tam, gdzie życie ma smak
„Będę żyła w skupieniu, bo to najlepsze życie”. To zdanie zapisałam sobie rok temu w zeszyciku ze złotymi myślami (tak, mam taki!). Za każdym razem, gdy je czytam, uderza mnie, jak prosta i sugestywna jest ta rada. I jak niesłychanie trudna do zrealizowania w dzisiejszym świecie, pulsującym bodźcami, informacjami, emocjami. A jednocześnie jak bardzo tego warta!
Skupienie nie tylko pozwala nam osiągnąć spokój wewnętrzny, ale przede wszystkim daje możliwość głębokiego zanurzenia się w tym, co robimy: pracy, rozmowie z przyjaciółmi czy bliskimi, zabawie z dziećmi, gotowaniu, słuchaniu muzyki. Nawet czytanie książki czy artykułu pozwala osiągnąć głębokie zadowolenie z siebie i poczucie sensu życia, jeśli robimy to w stanie koncentracji, a nie co chwila przerywamy, żeby sprawdzić coś w smartfonie.
Okazuje się, że takie pełne skoncentrowanie się na jakiejś czynności, wręcz zanurzenie się w niej, jest bardzo satysfakcjonujące i wyzwalające. Dzięki temu czujemy, że żyjemy. Winifred Gallagher, autorka mojego ulubionego cytatu, amerykańska pisarka i dziennikarka naukowa, uważa wręcz, że koncentracja uwagi nadaje naszemu życiu sens. To, kim jesteś, co czujesz, co robisz, co kochasz, jest sumą tego, na czym skupiasz uwagę. Pieniądze, prestiż, uroda, zdolności, przypadek czy zbieg okoliczności nie dają twojemu życiu jakości ani poczucia spełnienia. Decyduje to, na czym się koncentrujesz.
Cytat z Gallagher tak bardzo do mnie trafia, bo należę do generacji DDD (dorosłe dzieci z rodzin dysfunkcyjnych). Taką diagnozę postawiła Joanna Flis, psycholożka, która ostatnio robi furorę w świecie poszukujących prawdy o sobie. W tym numerze „WOE” opowiada, że poczucie sensu życia jest Świętym Graalem dzisiejszego pokolenia 50-, 40-, a nawet 30-latków. Nie mamy go, bo zostaliśmy wychowani w świecie, w którym nikt się z dziećmi nie liczył. Dlatego teraz, choć większość z nas ma obiektywnie wspaniałe życie, nie potrafimy go docenić i dręczy nas poczucie niespełnienia.
To szczęśliwy traf, że wpadliśmy w redakcji „WOE” na ten pomysł! Chcieliśmy przygotować numer, który nasze czytelniczki pochłoną w całości i skupią na nim uwagę na długo. Który przypomni, że życie potrafi być piękne i że tę urodę można smakować na różne sposoby.
Jednym słowem, poświęciliśmy ten numer Francji. A w zasadzie naszemu marzeniu o Francji. Temu, co każdy z nas we Francji widzi, o czym w związku z nią marzy, za czym tęskni.
Tę różnorodność dobrze widać w naszej sondzie – Reni Jusis podobnie jak ja pierwszy zachwyt francuską muzyką kojarzy z kreskówką „Biały delfin Um” i przepiękną piosenką z czołówki. Andrzeja Seweryna uwiodło to, jak kultura francuska docenia cudzoziemców, którzy ją współtworzą (jak Andrzej Żuławski, Krzysztof Kieślowski). Agnieszka Holland przygodę z Francją rozpoczęła od Cannes, potem wciągnęła ją francuska tradycja protestu. Teraz ma dom w Bretanii i ogród pełen hortensji.
Wiemy, że to nie jest pełny obraz Francji, że ten kraj ma też ciemne strony i swoje problemy. Ale ten numer nie jest o Francji prawdziwej, z jej problemami. Jest o Francji naszych marzeń.
Każdy z nas ma swoje wyobrażenie o tym kraju i najczęściej to coś pięknego, kulturalnego, coś, do czego można aspirować albo czym można się zachwycać. Kosmetyki francuskie, paryski szyk, malarstwo impresjonistyczne, przewrotne powieści, wysublimowana muzyka, słońce Lazurowego Wybrzeża, zamki nad Loarą, wykwintna, lecz prosta kuchnia. A przede wszystkim luz i umiejętność cieszenia się urodą życia.
To wszystko i znacznie więcej znajdziecie w tym numerze.
Miłego czytania i oglądania!
KATARZYNA PAWŁOWSKA